Rzecz ma się następująco: spotkanie, pokaźnych rozmiarów stół konferencyjny, sala wypełniona tak, że zaczyna brakować krzeseł, w środku tego wszystkiego ja. W miarę uczesana. Za to koszula mi się pogniotła. No umówmy się, są na świecie osoby, które urodziły się do noszenia garniturów i takie, których przeznaczeniem są trampki. Jasne, każdy może wbić się w garniak, ale efekty są jakie są…
W pewnym momencie pada pytanie: „a w tej Polsce, to mówicie po francusku w jakichś określonych ramach czasowych czy cały czas? Bo słyszałam, że po 18-tej to już mówicie tylko po angielsku”.
Automatycznie włącza mi się tryb szyderczo-prześmiewczy i mam ochotę odpowiedzieć, że w obecnie zainstalowanej wersji słowników, francuski rzeczywiście odcina mi po 18-tej, więc jakby chcieli przeciągać spotkanie do późnych godzin popołudniowych, to uprzedzam, że może być tak, że mi się z automatu przełączy na angielski.
Ale potem nachodzi mnie prywatna refleksja. Otóż jak wygląda mój dzień? No zazwyczaj jakoś tak:
6 – 8 rano: język polski, tryb rozkazujący, często podniesionym głosem (z czego nie jestem dumna). Krótkie komendy typu „załóż buty”, „weź plecak”, „nie liż kota”.
Po odstawieniu latorośli do placówek opiekuńczo-edukacyjnych, następuje transfer do środowiska pracowniczego, gdzie zaiste włącza mi się niejako automatycznie słownik francuski. Tak więc 8:30, no powiedzmy, że 9:00, niech człowiek jeden z drugim kawę wypiją z rana bez naparzania się mailami, język francuski, tryb narracyjny, zdania podrzędnie złożone, wielokrotnie.
A co po godzinie 18-tej? Otóż po godzinie 18-tej najczęściej rozmawiam z mężem. Język angielski, tryb powątpiewający – „czy aby pamiętasz, że masz kupić mleko po drodze z pracy?”, „byłeś z psem na spacerze i zapomniałeś go odebrać z lasu, czy jednak sam sobie otworzył furtkę i wyrwał się na wolność, skoro wita mnie przed bramą?”, wreszcie „w domu jest cicho, nikt nic ode mnie nie chce, młodzież siedzi w swoim pokoju i czyta książkę. Czy jesteś pewien, że nie pomyliłeś się przy odbieraniu dzieci i że nie wydano ci jakichś cudzych? A jeśli to nie są nasze dzieci to czy możemy je zatrzymać?”
Może więc to pytanie wcale nie było takie głupie? Bo jak widać w moim przypadku zaiste różne tryby językowe odpalam w różnych porach dnia. Zazwyczaj nie odcina mi dostępu do innych wgranych uprzednio opcji języka, gdyż proszę bardzo jest prawie 20:00, a ja nadal wydaję się znać język ojczysty, co najmniej na piśmie.
Bardzo fajny tekst! No i oczywiście plusem jest, że władasz trzema językami! Ja w codziennym trybie życia operuję tylko na dwóch (ang i pl) ale mam nadzieję, że niedługo też na 3 (portugalski) ;)!
PolubieniePolubienie