Byłam niedawno na szkoleniu, czy też warsztacie, a właściwie bardziej na objazdowym show prowadzonym przez Mistrza. Takiego przez duże eM. Absolutnie nie zamierzam kwestionować tutaj samego mistrzostwa czy też fachowości. Było fachowo i po mistrzowsku. Ja jednak moim szyderczym i na zawsze już zdegenerowanym przez ideologię dżender okiem, nie mogłam nie zauważyć pewnych prawidłowości jakimi rządził się ten show sceniczny niejako.
Otóż Mistrz przyjechał w towarzystwie Pani ślicznej jak z obrazka. Pani życiowo zajmuje się tym samym co Mistrz. Ba! Oni razem prowadzą działalność, Pani jest współautorką najnowszej książki Mistrza. Fachowość Pani wydaje się więc potwierdzona. Śliczność natomiast jest zauważalna niemalże od progu.
Tak oto drodzy czytelnicy znalazłam się w obliczu spektaklu prowadzonego przez dwie osoby. Ale czy na pewno tak było? Nie dało się nie zauważyć wyjściowej symetrii – Mistrz na lewo, Śliczna Pani na prawo. Jak z sikaniem na wycieczkach – panowie na lewo, panie na prawo. Dla podkreślenia symetrii, Mistrz nakazał Ślicznej Pani ująć w dłoń mikrofon i „mówić do sitka” uznawszy, że jak on z mikrofonem, a ona bez, to mu jakoś fengszuje miesza. A przecież i tak symetrii nie było za grosz. Bo przecież ona odzywa się tylko wtedy kiedy on jej pozwoli. Mówi tylko to, co wcześniej z góry ustalono. Podczas gdy on odpływa w anegdoty.
Do czego potrzebna jest Śliczna Pani? Jako tło dla nadwątlonej urody Mistrza? Po to żeby na tle jakże miłym dla oka, błyszczeć wyraźniej? Żeby dowcip był dowcipniejszy, a puenta puentniejsza?
Jednocześnie Mistrz mówi o patriarchacie. Czyli że jednak też zauważył. Albo nie, bo on mówi, że czador również kobietę chroni. I że kobieta to wybiera. Bo ma wybór. Naturalnie, że ma. Co ma nie mieć? Ja na ten przykład mam. I Śliczna Pani też miała.
Śliczna Pani może mówić wyłącznie wtedy kiedy Mistrz zawiesza głos i zerka w jej stronę. Pani wówczas podaje definicję, odczytując ze slajdów proste komunikaty do widowni. Zwracając się zaś do widzów, mówi „my”, solidaryzując się niejako. Mistrz mówi per „ty”. On się solidaryzować nie zamierza. On jest ponad to. Gdyż przecież ponieważ taki Mistrz to on nie funkcjonuje tak jak wspomniani przez Śliczną „my”. Śliczna empatyzuje. Mistrz się odcina.
Zdarza się, że Mistrz Ślicznej Pani przerywa. On chciał wziąć głębszy oddech, ona myślała, że skończył i że to jej kolej mówić. Otóż nie, nie dostała jeszcze przyzwolenia na mówienie. Skarcona Śliczna Pani wciska się głębiej w wyznaczony jej fragment przestrzeni. Mistrz natomiast dysponował porównywalnym miejscem startowym, okazuje się jednak, że w trakcie wystąpienia, Mistrz zdobył prawo do przemieszczania się w dowolnym kierunku i po całej szachownicy.
Jednocześnie wszystko to co mówi Mistrz jest mądre i ciekawe. Ja jednak mam w sobie opór. Być może dlatego, że nie lubię kiedy ktoś wie lepiej ode mnie czego ja potrzebuję. A Mistrz to wie. Z całą pewnością. Wie też, że ja postępuję źle. Ale na szczęście zjawił się on. Teraz mi objaśni, ja mniej więcej skumam, dla lepszego rzeczy poznania po przedstawieniu można nabyć książkę. Mistrz dysponuje wiedzą i doświadczeniem. Warto kupić.
Mistrz postanawia wprowadzić element warsztatu i na chwilę oddaje głos publiczności. Zgłasza się ochotniczka, Mistrz przekazuje jej mikrofon oraz poucza, iż „trzeba mówić do siteczka”. Bez tej informacji nasza ochotniczka z pewnością nie poradziłaby sobie z obsługą tego skomplikowanego narzędzia technicznego. Na szczęście jest Mistrz, który służy radą, on wszak narzędzie obsługiwać potrafi. Zdarza się też tak, że Mistrz za mikrofonem tęskni. Dla zaakcentowania jednej z wypowiedzi pochyla się do mikrofonu trzymanego przez uczestniczkę i wygłasza swoją sentencję. No powiem Wam, że jakby mi ktoś tak zawisł pomiędzy ust pucharem a brzegiem cycka to nie wiem jak ta przygoda mogłaby się skończyć… Ochotniczka jest tylko lekko speszona obrotem sprawy. W analogicznej sytuacji, kiedy przychodzi kolej na ochotnika, Mistrz już nie pochyla się, Mistrz ochotnikowi wyjmuje mikrofon z ręki, za przyzwoleniem, a następnie oddaje. Przypadek? Nie sądzę…
Może to wszystko widzę tylko ja? Może to moje projekcje? Niemniej jednak nigdy jeszcze nie widziałam wykładu prowadzonego przez Mistrzynię, która przyprowadziłaby ze sobą Ładnego Pana w roli paprotki.