Dość popularne stały się ostatnio historie typu „rzucił korpo, realizuje pasje”. Taki swego rodzaju urban legend, historia sukcesu, komuś udało się wyrwać z matni korpo i teraz czeka go już tylko szczęśliwość wszelaka. Kto z nas, korpoludów, nie pomyślał kiedyś, żeby rzucić to w cholerę i wyjechać w Bieszczady? Powstaje tylko pytanie czy aby się wszyscy w tych Bieszczadach zmieścimy?
To, że pasję posiadać trzeba to wiadomix. Każdy ma. Nie jakieś tam marne zainteresowania czy ulotne hobby, pasję, przez duże Pa. Każdy ma. Pielęgnuje w sobie, rozwija, czas poświęca, może nawet poświęca zdrowie, życie rodzinne, aż w końcu pasja rozkwitnie i będzie można rzucić dla niej korpo i oddać się jej z pasją.
A jak ktoś nie ma?
Jak tak grzebię w sobie, to ja mam sporo zainteresowań, żadne jednak nie nadaje się do rzucenia korpo. Czytać na przykład lubię. Rzuciła korpo i od teraz po 8 godzin dziennie czyta skandynawskie kryminały! Pod mostem, gdyż bank nie podzielał wizji, pasji, domagał się spłaty kredytu. No słabo.
A co jak ktoś lubi korpo?
To jest bardzo nie mainstreamowe. Wręcz nie wypada lubić swojej pracy. Należy kontestować, realizować niszowe pasje i „jak się kocha to co się robi to nigdy się nie pracuje”. Yhy.
Co może dać korpo?
Może dać pensję na czas, całkiem niezłą. Może dać możliwość poznania masy ludzi, z rozmaitymi pasjami, których nie poznałoby się w innych okolicznościach. Może też dać konkretną wiedzę biznesową, nie bez kozery bowiem te artykuły zaczynają się od „rzucił korpo”, a nie od „nigdy nie był w korpo”.
Nie chcę przez to powiedzieć, że teraz wszyscy powinniśmy rzucić pasje i pracować w korpo. Chcę powiedzieć, że praca w korpo też jest ok. Można pracować w korpo i jednocześnie mieć i realizować swoje pasje. Można pracować w korpo i nie mieć pasji, a po pracy nie robić już kompletnie nic. I to też jest ok.
Nie ma czegoś takiego jak „work-life balance”. Jest po prostu „life balance”. Nie ma potrzeby stawiania pracy, kariery zawodowej, czy tego nielubianego terminu korpo w opozycji do życia, niejako życia prawdziwego. Przecież w pracy jesteśmy po jakieś 8 godzin dziennie. To jest część życia, a nie jakiś czas, w którym nie żyjemy prawdziwie, nie jesteśmy sobą, tylko kogoś udajemy, po to żeby zaraz po ściągnąć z siebie korpo ciuszki i zostać sobą naprawdę. Znaczy mam nadzieję, że tak jest. Niezależnie od tego czy pracuje się w korpo czy nie, można swoją pracę po prostu lubić. Można też nie chcieć mieć własnej firmy. Można doceniać stabilność finansową. Ba! Są nawet ludzie, którzy lubią rutynę. I to też jest ok.
Zamiast więc rozważać hodowlę alpak, warto jest polubić to co się robi. Albo szukać tego co pozwoli czas w pracy spędzać w miarę przyjemnie. Dla każdego będzie to co innego: są bowiem pasjonaci tabel przestawnych, są też miłośnicy przerw kawowych. Niech więc każdy robi sobie to co lubi.
Ty wiesz, że ja chcę do korpo :-* 😀
PolubieniePolubienie